„Za miliard lat Ziemia bedzie jedynie sucha skala” – tymi slowami zaczyna sie podcast, ktorego wczoraj sluchalem na temat przyszlosci ukladu slonecznego.
Wynika to z faktu, ze nasza rodzima gwiazda bedzie swiecic coraz intensywniej w miare samospalania. Nie zeby to mialo wydzwiek galaktycznej tragedii, po prostu nastepstwo rzeczy.
Niemniej, pomyslalem sobie, jak dobrze jest zyc tu w czasach, kiedy ta planeta jest tak zywa i piekna.
Nawet teraz, poznym listopadem, kiedy szarosc, ziab i plucha, swiat i tak peka w szwach od zycia.
Na drzewach resztki zolto-czerwonych lisci, a czasem nawet jeszcze zieleni. Pomiedzy nimi przefruwaja male ptaszki, robiac donosny swiergot. Las szumi majestatycznie w rytm kolysajacego go zachodniego wiatru. Gdy przymrozyc oczy, to jakby morze w oddali slychac. Wilgoc unosi sie w powietrzu, ciezka, ziemista, oszalamiajaca. Woda w kaluzach odbija szare niebo. Lustrzana tafla raz po raz burzy sie od spadajacych z galezi kropel.
